Gdy Nieszczęście niosłam swe
Po wiosennej kruchej krze,
Lód pode mną złamał się, po czym pękł jak szkło, -
Dusza, płacząc cały czas,
W dół runęła, niczym głaz,
A Nieszczęściu ostry lód nie dał pójść na dno.
I od tego właśnie dnia
Znów wędrówka moja trwa, -
Me Nieszczęście szuka mnie, szuka w noc i w dzień, -
Że nie wciągnął mnie nurt fal,
Wie jedynie leśna dal
I pokryty dzikim mchem zapomniany pień.
Komu z nich dziękować mam?
Jak dowiedział się mój Pan?
Ktoś na pewno zdradził mnie, ktoś mnie wydał mu, -
I Nieszczęście z biegiem lat
Odnalazło jego ślad,
Gdy po świecie szukał mnie do utraty tchu.
Wreszcie siodło z konia zdjął,
Objął mnie, na ręce wziął,
I Nieszczęście jego łzom przyglądało się...
Krótko ze mną zostać mógł,
Znów przemierza setki dróg,
A Nieszczęście odtąd już nie opuszcza mnie.