Józef Banasiak - Ballada z morałem

Latek miałem sześć a może siedem
A tak dokładnie sam już dzisiaj nie wiem
Dawne te dzieje, pamięć już zawodzi
Starość nadchodzi

Pamiętam tylko coś nie tam, u licha
Coś mnie skusiło sięgnąć po kielicha
To był ten piewszy, mocny ale zdrowy
Mój chrzest bojowy

Raz na przyjęciu, bibie uroczystej
Tato zostawił sobie trochę czystej
I rzekł, nie bacząc na swojego syna:
Będzie na klina

Wszyscy zasnęli, ja nie mogłem za nic
Ludzka ciekawość nigdy nie ma granic
Tak rozmyślałem chyba przez godzinę
Nad taty klinem

Chociaż wiedziałem, że dostanę burę
Moja ciekawość wzięła jednak górę
Cichutko wstałem, szkło do ręki wziąłem
I pociągnąłem

Trudno opisać, co się ze mną działo
Coś mnie przypiekło w język, przełyk mi zatkało
Film mi się urwał, sen mnie twardy złożył
Pod stół położył

Tak się zaczęła moja eskapada
Starszych kolegów porwała gromada
I coraz częściej pod pęto kaszanki
Dzwoniły szklanki

Codziennie w szkole kłopot miałem nowy
Nic nie chciało wejść do ciasnej głowy
Chociaż profesor dwoił się i troił
Nic mi nie wpoił

Inni uczniowie czynili postępy
Ja coraz bardziej stawałem się tępy
Lekcje nudziły, twarda szkolna ława
Ciężka przeprawa

Jak wół się wrotom przyglądałem mapie
Z matematyką też byłem na bakier
Iksy, igreki nie do pokonania
Ach, te równania!

Ubrałem dżinsy, zapuściłem włosy
Dokoła kumple tak jak ja młokosy
Ci z marginesu lenie, obiboki
I w świat szeroki

Każdy z kolegów znajdzie groszy parę
Zrobimy składkę i wszystko pod barem
Jeden kufelek, drugi, potem trzeci
I jakoś leci

A gdy kieszenie świecą nam pustkami
Całą ferajną znowu się zbieramy
Upolujemy i to bez wątpienia
Z forsą jelenia

Ktoś wyszedł z knajpy pijany jak bela
Panie kolego, wyskakuj z portfela
Niech pan nie gadaj, uwijaj się żywo
Dawaj na piwo

A jeśli facet zechce oponować
To może w czapę coś zainkasować
Po co mu było oberwać frycówę
Lepiej dać stówę

I znów możemy strzelić coś głębszego
To się zaczyna zwykle od jednego
A jak się kończy, znamy temu finał
Ktoś już zaczyna

Nazajutrz kumpel głowę mi zawraca
Maleńkim klinem przepędzimy kaca
Co tu ukrywać, każdy dzisiaj pije
Choć raz się żyje

Ktoś do teatru idzie lub do kina
A my wciąż klinem wybijamy klina
Po co nam kino, teatr czy kabaret
Nam starczy barek

I jak z tym skończyć, jak tu więcej nie pić?
Czasami człowiek musi się pokrzepić
Gdy głowa pęka, w gardle ci zasycha
Wstąp na kielicha

To nie reklama, afisz ni zachęta
Ale niech morał każdy zapamięta
Jeśli za młodu usta swe umoczysz
Na dno się stoczysz
Na dno się stoczysz

Add comment to Józef Banasiak - Ballada z morałem


Most populer Józef Banasiak songs

Most populer songs