27 grudzień, dochodzi świt
W tłumie pijani ludzie, my pośród nich
Odnalazłaś mnie w tym tłumie nie mówiąc nic
Do dziś pojąć nie umiem dlaczego my
Świat nie zostawił złudzeń, nie mówię nic
Chciałbym powiedzieć, a w sumie nie mówię nic
Czas, by wskazówki zegara już dla nas zaczęły bić
Zatańcz ze mną jeszcze raz, jak wtedy, nie mówiąc nic
I chcę tylko z Tobą iść, jak wtedy, gdy było ciemno
Mógłby nie nadchodzić świt, byle byś była już ze mną
Grudniowy deszcz ze śniegiem sypał nam w oczy gęsto
Szliśmy piechotą do Ciebie, nie licząc się z całą resztą
Ukryte sny, nadałaś mym marzeniom tempo
Gdy mówiłaś wzrokiem swym - Tylko Ty - idę w to w ciemno
Wewnątrz, wiesz nie jestem zły z natury
Ale byłem różny będąc tylko człowiekiem z natury
Dla mnie zapach Twojej skóry, dużo więcej niż fetysz
Gdy twe ciało rozmawiało ze mną za pomocą dreszczy
Tak jak i moje, wierz mi, gdy szeptałaś me imię
Delikatnie i namiętnie, przygryzając małżowinę
Karol - chcę to jeszcze raz usłyszeć, potem niech wali się świat
Albo przeżyć jeszcze raz to co wtedy, tam w tym kinie
Tego nie zabiorą nam, nawet jeśli któreś zginie
Znam Cię na tyle, na tyle ile Ty mnie znasz
Chciałbym świat zostawić w tyle, by już nie przeszkadzał nam
Nawet jak w oczy wiatr, czy pod prąd, czy jakkolwiek
Razem jednością Ty i ja, a osobno dwojgiem
Słowa nie są istotne przy tym, przez co idziemy
Nasze drogi się nie przetną, one już się przecięły
Niebo płacze i jest ciemno, gehenną ulice
Idziesz na spacer ze mną? Spacer przez życie?