Gdy promienie gasną lekko żarzą się latarnie
chciałbym walczyć o jasność, i nie pytać już co z nami
człowiek człowiekowi wilkiem pomyśl jak potrafi ranić
zostawiam to na później, dziś do siebie mówię zamilcz
a zapalone świeczki przy tych marmurowych płytach
chcą odstraszyć czerń, i zamknąć usta byś nie pytał
gdzie sens się zatracił czy Bóg teraz się wzbogacił
zapamiętam głosy w głowie, nie zapomnę rysów twarzy
Powiedz mi co z jutrem jeśli dzisiaj czuję wódkę
znów to smutne popołudnie, znów ten los to chyba skurwiel
przytłacza nas codzienność, pewnie większość to dotyka
że w tych czarnych foliach czyjeś życie się zamyka
wers za wersem rzucam w biel, znów tą samą wiedzę czerń
myśląc człowiek weź się zmień, bądź spokojny słyszysz śpiew
Może kiedyś będzie pięknie, ja w to wierzę całym sercem
że spotkamy gdzieś się wszyscy, daje słowo na tym wav'ie.
Nie przepraszam za poezje, wiesz za dużo mi brakuje
bo to raczej lament, wiedz, że z niego zrezygnuję
pióro ścieżki mi rysuje, choć to czerń - będzie tęcza
więcej szczęścia na tych wersach, aksamitną ma poezja
Otwieram okno i widzę kurz na parapecie
wolę patrzyć tak bez celu, niż czytać co w gazecie
napisali, znów o tym co jest przecież do okoła,
niosę ten jebany bagaż prędzej skonam niż go zrzucę
wiem, że wstanę nawet wtedy kiedy się kurwa wywrócę
bo chcę wierzyć, że podołam, podołam tej nauce
Chociaż życie w bólach uczy, nie przychodzi latwo sukces
Światła gasną całkiem, ja zabandażuję prawdę
bo krwawi, swym blaskiem, rzeczywistość jak skalpel
co z tego że nawet potrafi wypruwać nam żyły
jak patrzę na marmur, wiem, że nic nie zmienimy
mieli być tu... ich nie ma... ja nie mam już siły.