Wąwóz naszych czasów to przepaść
Jest bez dna jak kieszenie polityków
Iskierka światła ledwie tu dociera
Ale o tym się mówi tylko po cichu
Po kamieniach jak pstrągi ślizgają się noże
Ostrzą się na falach stromego wodospadu
I mówią – chyba nie będzie już gorzej
Woda zamiast wina skroplona na ołtarzu
Wąwóz zaślepiony uchem igielnym
I wszyscy jak jeden mąż są zgodni
Tu nawet myśl się nie prześlizgnie
Każdy się modli w płomieniach pochodni
A z ekranu co w ramkach złotych
Nic dowiedzieć się nie możesz
Trzeba bowiem tak zaślepić wąwóz
By wyjścia nie było po żadnej stronie
Wtedy wystarczy zaciśniętą pięść
Na chwilę zrobić ze swej twarzy
Aby wszyscy strach nagle poczuli
I wciąż się bali choć nie będzie straży